Zaczął się drugi tydzień tego roku, a ja chcę Wam pokazać kalendarz jaki sobie sprawiłam już przed wakacjami. A to dlatego, że kupiłam go w pakiecie z książką Reginy Brett „Bóg nigdy nie mruga”. Książkę polecam, ale dziś nie o niej, o samej autorce i jej książkach zupełnie innym razem, bo też i wymagają osobnego omówienia.
Ale kalendarz oczywiście zachowuje jej styl. Jest szczególny w swojej naturze kalendarza, bo pasuje do każdego roku, dlatego możemy go kupić na przykład już teraz ale wykorzystać w przyszłym roku, jeśli mamy już w tym roku inny. Regina, tak jak w swoich książkach, tak i tu daje lekcje pozytywnego działania i myślenia oraz proponuje myśli na każdy dzień.
Bardzo mi odpowiada taka forma, zwłaszcza, że jest sporo miejsca na własne zapiski. A i strony każdego dnia ciągną nas za myśli, by coś z siebie wyłowić i zapisać, narysować. To jakby wykonać afirmację dnia. Krótko mówiąc Regina wyciąga z naszego wnętrza twórczość, jeśli tylko oczywiście pozwolimy na to i damy z siebie ją wyciągnąć.
Ja sobie dziś zapisałam kolejny wiersz o „alicji”. Akurat jestem w takim miejscu, że właśnie był na to moment, wcale często tych wierszy nie piszę. Wierszy, w których występuje alicja, kaj i brzoskwinia, które opowiadają o nich historię. Jednak te, które powstają obecnie, to już na pewno będzie druga część, druga książeczka. Pierwsza lada moment ukaże się ze szczególnymi ilustracjami w wydawnictwie Miniatura.
No i właśnie dlatego, że jeszcze tej mojej książeczki cały czas nie mam, nie chciałam wystawiać spektaklu poetyckiego, który sama wymyśliłam i który od kilku lat już w paru miejscach został przedstawiony. Teraz miałam roczną przerwę w wystawianiu go i pewnie przerwa trwałaby do momentu, gdy zobaczę i dotknę mój tomik.
Ale stało się inaczej, bo około pół roku temu dostałam propozycję spotkania poetyckiego w bardzo kameralnym miejscu we Wrocławiu, które nazywa się Galeria Sztuki i Miejsce Spotkań Ślimak.
Takim osobom, jak Aneta Dotka, która wymyśliła i stworzyła to miejsce, nie odmawia się, bo mimo braku funduszy, mimo niszowej dziedziny jaką promuje, nie poddaje się, zaprasza artystów i Ślimak naprawdę może pochwalić się sporą ilością spotkań, wieczorków, wernisaży, koncertów. Ludzie tam przychodzą, publiczność jest wspaniała, choć miejsca niewiele. Niełatwo też trafić (wejście od podwórka), ale za to można poczuć się jak w domu.
I właśnie tak twórczo zaczął mi się rok 2018, bo 5 stycznia odbył się w Ślimaku spektakl „alicja w krainie wierszy i inne bajki o prozie”. Zawsze jest to dla mnie inspirujące i budujące przeżycie, kontakt z widzami, interakcja, rozmowy. W spektaklu oprócz wierszy wykorzystane są również piosenki, do których teksty napisałam sama, a muzykę moja wieloletnia przyjaciółka Elżbieta Kołodziejczyk, zaś aranżacje do piosenek zrobił Paweł Kołodziejczyk. Oni też te piosenki wykonują w spektaklu.
Tym razem to Ślimak i ludzie, którzy przyszli na spektakl odepchnęli ode mnie szare kolory i nastroje blue związane z przygnębiającą aurą i początkiem roku. Jest dobrze.
Wydarzyło się coś jeszcze, oprócz zdjęć, doczekałam się również rysunku zrobionego na poczekaniu przez wrocławskiego artystę terrorystę Slawusa Polonusa
To jest dopiero uwiecznienie chwili.
Jak się okazuje do Ślimaka z powodzeniem można przyjść z dziećmi. Mila, która była, wytrzymała bardzo dzielnie, ale jeśli dziecko marudzi, to znajdzie się i miejsce, gdzie będzie mogło się zająć zabawą, rysowaniem, podczas gdy rodzice będą oglądać.
Jest też kawa, herbata, ale co najważniejsze, niepowtarzalny, magiczny, artystyczny klimat.
Klub mieści się bardzo blisko Dworca Głównego, więc dla przyjezdnych to akurat całkiem dobra opcja.
Dla mnie to było dobre wejście artystyczne w ten rok, chyba czas ruszyć ze spektaklem dalej. Prawdopodobnie najszybciej w trzebnickiej Art Kawiarni. Już dostałam zaproszenie.
A do Ślimaka na pewno się na coś jeszcze wybiorę sama, a może z Kajem i Brzoskwinią.
Cudowny wieczór; cieszę się że był tak udany!