Jest taki moment w życiu mamy, w którym przestaje mieć czas na czytanie „dorosłych” książek, wtedy może być tak, że rekompensuje to sobie, czytając książki dzieciom.
Portale, poradniki, fachowcy trąbią, że czytać dziecku można/powinno się już w okresie prenatalnym. Jeśli nie pomoże, to przecież nie zaszkodzi, więc czemu nie. Jak maleństwo już jest na świecie, to tym bardziej, bo przyzwyczaja się, bo koi je choćby tembr naszego głosu, w końcu my sami wyciszamy się i dajemy ponieść opowieści.
No dobra, ale to przecież są jeszcze momenty, kiedy właśnie mamy czas na czytanie swoich książek. Ciąża temu zdecydowanie sprzyja, jeszcze nie mamy nadmiaru obowiązków i życia wywróconego do góry nogami. Wtedy możemy czytać właściwie ile chcemy, więc jedno i drugie czytanie spokojnie się w to wpisuje. Nawet, gdy dziecko jest malutkie, to sporo czasu jednak przesypia i możemy dla siebie tego czasu więcej wyciągnąć. Ja w takim okresie właśnie łyknęłam kilka całkiem niezłych lektur, na przykład „Złodziejkę książek”, wystarczyły mi chyba dwie noce, pomiędzy karmieniami, ale też „Obsoletki” Bargielskiej, czego akurat nie polecam w ciąży, a tym bardziej po porodzie. Czytałam „Arlington Park” Rachel Cask, ale też inne książki, których już nawet nie pamiętam.
Rekompensata zaczęła się trochę później, teraz trudno mi dokładny moment uchwycić, gdzieś tak, gdy dziecko zaczyna mniej spać w dzień, a jednocześnie nie przesypia jeszcze nocy, a może bardziej gdy wraca się do pracy i dochodzą nowe-stare obowiązki. W każdym razie na pewno wtedy, gdy w dzień nie ma kiedy przysiąść z książką, a w nocy nie ma już na to sił. Wokół siebie robimy wtedy tylko to, co konieczne i to ze zdecydowanie mniejszą częstotliwością niż dotychczas, a czytanie, w ogóle w to się już nie wpisuje.
Możemy za to czytać „bezkarnie”, kiedy tylko chcemy, naszemu dziecku. Jest z tego sporo korzyści: dziecko słucha, jest spokój, uczymy je skupienia, dowiaduje się czegoś nowego, my mamy chwilę spokoju, jesteśmy razem, no i w końcu, sami czytamy. Książki dla dziecka mogą być także ciekawe dla nas, a nawet stać się inspiracją, wyzwalać nowe pomysły.
Chciałabym się podzielić takimi książkami, które można czytać maleństwu, ale i dziecku, które już zadaje pytania, a potem nawet czytać wspólnie z dzieckiem. Są to książki trochę tajemnicze, nieoczywiste, ale dlaczego mamy wszystko od razu rozumieć, znać od zawsze, czy nie używać wyobraźni. Przecież możemy uczyć się czegoś razem z maluchem. Dzięki takim książkom na pewno będziemy pobudzać wyobraźnię, wykraczać poza schemat, co dziecko ma okazję od nas przejąć.
Są to dwie książki Briana Pattena, brytyjskiego poety: „Słoń i kwiat” oraz „Skaczący Myszka”. Obydwie w przekładzie Piotra Sommera, czyli też poety i wydane prze Biuro Literackie.
Z obu tych książek sama wyciągnęłam ogólne przesłanie, że warto myśleć po swojemu, iść za głosem serca i poszukiwać. Dlaczego te książki dla dzieci są ciekawe? Bo są napisane przez poetę, a dziecięcemu postrzeganiu bardzo bliskie jest postrzeganie poetyckie. To jest właśnie ta ciekawość na wszystko, niejednoznaczność, otwartość, przekraczanie schematów.
Tacy właśnie są bohaterowie „Słonia i kwiatu” – najmniejszy na świecie słoń i kwiat, który nie tkwi w jednym miejscu, tylko umie spacerować. Los sprawia, że spotykają się i zamieszkują na jednym pagórku. Wspólnie poznają świat i dowiadują się niespotykanych rzeczy o innych stworzeniach żyjących wokół nich.
Skaczący Myszka zaś słyszy szumiący pogłos, który nie daje mu spokoju i mimo ostrzeżeń rodziny, wyrusza w świat w poszukiwaniu go. Na swojej drodze znajduje niesamowite zjawiska, takie jak Wielka Rzeka i Wieczyste Góry, które stają się jego celem. I choć dotarcie tam przez małego Myszkę wydaje się niemożliwe, rusza w tę drogę. Jak się kończy ta książka, jakie Myszka musi pokonać przeszkody, to już zostawiam Wam do odkrycia.
Obie książki mają przepiękne ilustracje, choć każda o innym charakterze. Proza dla dzieci pisana przez Pattena ma w sobie coś wyjątkowego i coś nieoczekiwanego, warto wejść na tę ścieżkę, bo można spotkać coś, o czym się jeszcze nie słyszało.
Chciałabym przedstawić jeszcze jedną książkę, tym razem polskiej autorki, która też jest poetką. Swoją drogą proza dla dzieci pisana przez poetów to naprawdę ciekawe pozycje. Książka autorstwa Katarzyny Zychli nosi tytuł „Bardzo mała dziewczynka i bardzo duży miś”. Odkryliśmy ją niedawno i czytamy przed snem. Bardzo ją lubią zarówno Kaj, jak i Brzoskwinia.
To książka o dziewczynce-Marcie, która chodzi do przedszkola od niedawna i bardzo tego nie lubi, trudno jej się przyzwyczaić. Pewnego dnia, będąc z tatą w sklepie z zabawkami, upiera się, by kupić małego niepozornego misia-Maurycego, który do tej pory nie cieszył się zainteresowaniem żadnych dzieci, ani dorosłych. Odtąd prawie się z nim nie rozstaje, oczywiście zabiera go też ze sobą do przedszkola i tak naprawdę dzięki niemu zaczyna się tam czuć lepiej, a gdy rysuje rysunek dla misia, pomagają jej przy tym wszystkie przedszkolaki.
Później okazuje się, że las z rysunku ożywa i ona w tym lesie zaczyna bywać we śnie razem z Maurycym, wtedy gdy narysuje coś nowego. Warto dowiedzieć się jak wygląda ten świat, na dzieci bardzo działa fakt, że to, co zostaje narysowane, później zaczyna żyć.
Akcja książki dzieje się więc w dwóch światach: realnym i tym bajkowo-rysunkowym ze snu. Jest też poruszony ważny temat dzieci, które nie mają rodziców i wychowują się w domu dziecka.
Moje maluchy przy tych książkach, czytanych teraz, nie stronią od zadawania pytań i dobrze, to znaczy, że problemy poruszone tu, są dla nich ważne i ciekawe. A czego chcieć więcej.