Ile znacie osób, które nie umieją jeździć na rowerze? Niedawno zaczęłam się sama nad tym zastanawiać i jakoś tak trudno mi znaleźć. Na pewno nie ma co szukać wśród maluchów z wczesnej podstawówki, ani też wśród nastolatków, no i wśród studentów ciężko, a jak ze starszymi, no ja jakoś nie potrafię się doszukać. Na pewno są takie osoby, jednak wśród moich znajomych niekoniecznie.
Dlaczego o tym piszę? Bo ja sama pierwszy raz na rower wsiadłam w wieku 33 lat, nie tak łatwo było się nauczyć, bo trochę głupio, nie wiadomo gdzie się uczyć, gdzie upadać, błaźnić się, narażać na śmiechy itp. No ale w końcu ruszyłam i jakoś poszło, na tamtą chwilę niepewnie, z takim marginesem: „Kurczę, czy na pewno następnym razem dam znów radę wsiąść i pojechać, czy się nie wywalę na starcie?” Ale nawet kilka upadków trzeba przeboleć i się nie poddawać, oczywiście jeśli się bardzo chce.
No i potem okazało się, że jestem w ciąży i z tego też powodu nie kontynuowałam „nauki”, jak urodził się syn, to nie było czasu, bo to jednak nie takie zwykłe: „A wsiądę na rower i się przejadę.”, tylko trzeba wybrać miejsce bezpieczne, żeby zaraz na ludzi nie powpadać, a jak to zrobić bez wstydu i w centrum miasta? Nijak. Czyli trzeba się powstrzymać, trudno, nie czas na to, może za stara jestem…
Potem zaraz w niedługim czasie była druga ciąża i dziecko, i znów nic, bo czas leci jak koń wyścigowy dzień za dniem, i rezygnujemy z luksusu, który jest przeznaczony dla zdecydowanie młodszych i bardziej niezależnych.
Potem dzieci podrosły na tyle, że same wsiadły na rowerki. Nie ja, tylko mąż szybko nauczył je tej sztuki, no i mnie zostało biegać za nimi, doskonalącymi swoje umiejętności, co zresztą bardzo mnie cieszyło. Super, nie będą miały tego, co ja, od razu w pakiecie z dzieciństwem jazda na rowerze, miodzio.
Dla wielu z Was to normalka, a ja tu się rozwodzę nad takim trywialnym zagadnieniem. Jak jednak widzicie, dla kogoś może to być problemem w dorosłości, jeśli oczywiście chcemy coś przełamać i nagle świadomie się nauczyć tego, co wszyscy umieją.
Wracając do całej historii, to nie mogłam się uczyć, czy doskonalić już jakiejś tam umiejętności, jeżdżąc z dzieciakami, bo przecież na nich trzeba uważać po drodze, a jak to robić, gdy samemu się nie jest pewnym, czy na coś się przypadkiem nie wjedzie lub, co gorsze, na kogoś.
Bieganie za dziećmi jadącymi rowerami nie jest wcale takie złe dla kondycji, ale o tym kiedyś w osobnym poście. Jednak, jak już raz poczułam ten pęd i wiatr we włosach, to jakoś miałam ochotę do tego wrócić.
To może się wydawać strasznie głupie, ale cieszę się jak dziecko z tego, że jednak jadę tym rowerem, choć ciągle jeszcze muszę to doskonalić. Jeszcze nawet na początku tego roku nie byłam pewna czy tak od razu ruszę, ale teraz już coraz częstsze są moje wyjścia z rowerem.
Dziś, choć właśnie wczoraj przeszedł orkan Ksawery nad Wrocławiem i sporo drzew połamanych tu i ówdzie, a i jeszcze czasem zawieje mocniej, nie wytrzymałam i wybrałam się na przejażdżkę wałami nad Odrą. Nie było aż tak źle, jeśli chodzi o kłody pod nogami. Ludzi prawie żadnych po drodze i tylko lekki deszczyk. Cudowne chwile, uwierzcie, że niewiele do szczęścia trzeba, by poczuć dziecięcą radość, naprawdę cieszę się z tego jak dziecko, za każdym razem, gdy jadę. Nie wiem czy ktoś tak jeszcze ma i może wydaję się Wam infantylna, ale co tam, od dziś o tym wiecie.
Dla tych, którzy jeszcze mają po tym poście siłę i chęć na wiersz, zamieszczam swój stary wiersz z 2005 r., w temacie.
mamy tylko jeden rower a listopad mija nas w tempie geometrycznym
dosypiam w pokoju z którego widok słychać w każdym kącie
fale spokojnie kołyszą
kolory zaczerpnięte ze słownika wyrazów obcych
nie otwieram oczu
jeśli wyjdę koło południa
zardzewieje mi ubranie włosy źrenice taka pora
rdza i wszystkie inne stopy podobają się jak nigdy bardziej
chce się iść po słońcu z zamkniętymi oczami
i ubierać w resztki światła
jeśli wyjdę wieczorem
szum ledwo dostrzeżony będzie miał tonację zimna
cała rdza popłynie do rana
a ja będę potrzebować wódki
żeby głos się dobrze zapisał na nośniku powietrza
jeśli wyjdę zaraz
na pewno spotkam ciebie
z twoją ulubioną rudą żelaza w oczach
po drodze przez mosty wytłumaczysz
że morze jest za daleko jak na nasz jeden rower
© Justyna Paluch
Ale super wiersz 🙂
Moja mama nigdy się nie nauczyła. Jeździła tylko tandemem razem z moim ojcem. Teraz na stacjonarnym 🙂
Jeśli chodzi o wiatr we włosach, to tandem na pewno się w to wpisuje 🙂