Blog · Dzieci

Kreda po kieszeniach, plecakach, torbach…

Dzieci nudzą się wszędzie, niecierpliwią, kręcą, są głośne, wkurzające, nie słuchają. Po prostu są dziećmi. Cały czas są skupione na poznawaniu, a przecież tego jest  tak dużo w świecie, że trzeba ciągle eksperymentować. Bardzo trudno jest przyjmować te wszystkie ograniczenia, którymi karmią dorośli. Nie można im mieć za złe, że próbują, chłoną,  przekraczają, w końcu, to, co dla nas jest normalne i rutynowe, dla nich jest zupełnie nowe albo dziwne.
Nasza w tym głowa jak tę spontaniczność dobrze ukierunkować i nie zdusić.

Są sytuacje kłopotliwe albo raczej uciążliwe i niestety konieczne.
Bywa, że musimy akurat stać z dziećmi w długiej kolejce albo na przystanku, koszmarna nuda, dla nich oczywiście. Albo na przykład bardzo długo iść na piechotę i to przez miasto. Zaraz włącza się marudzenie, bolą nogi i wszystko, co możliwe, jest nie tak. Jak te dzieci zająć, zainteresować czymś, przekonać do tego długiego spaceru? Sprawić, by nie rozniosły całkowicie otoczenia wokół siebie i nie wkurzyły maksymalnie naszych współstaczy, przystankowiczów, czy innych podobnych nam „skazańców”. Dodatkowo, jeśli dzieci jest więcej niż jedno, potrafią się nieźle razem nakręcać.

Ja, od pewnego czasu, noszę przy sobie kredę, kiedyś przyszło mi to do głowy, gdy wiedziałam, że idziemy kupić coś, po co długo się stoi w kolejce na dworze. Maluchów nie trzeba namawiać do rysowania po chodniku. A czas stania mija bardzo szybko.
Kiedy jest to akurat długi  spacer, mogą przejść naprawdę sporo, rysując po drodze choćby strzałki. Droga zamienia się w bajkową przygodę, gdzie trzeba zostawiać ślady i co jakiś czas narysować obrazek, może wskazówkę, zagadkę. Pewnie, że musimy mieć zapas czasowy, bo co chwilę trzeba się zatrzymywać. Ale przecież to lepsze jest od ciągnięcia za rękę, marudzenia,
a nawet w końcu niesienia dziecka. Ostatnio tak wracaliśmy z Cyrku Fizycznego, który odbywał się w ramach Festiwalu Nauki na Uniwersytecie Wrocławskim. Tym razem już dzieciaki same zaopatrzyły się w kredę, jakby wiedziały, że je taka wena dopadnie.  Cała droga powrotna była poznaczona, każdy napotkany kanał przerobiony został na prezencik z kokardą, oprócz strzałek, powstały nachodnikowe rysunki:  lis gonił kurę, pojawiały się różne ptaki, diabły, buźki.
A niedzielni przechodnie reagowali bardzo sympatycznie i z uśmiechem. Niestety mam tylko kilka zdjęć, bo szybko rozładował mi się aparat.

01

02

Kreda jednak przydaje się nie tylko po to, by zwyczajnie zająć dzieci. Czasem bywa, że nasze dziecko należy do tych, które nie lubią się uczyć, którym sprawia to pewną trudność i namówienie do odrabiania lekcji graniczy z cudem. Nie cierpi pisać, bo po prostu nie przychodzi mu to łatwo.
Jesteśmy umęczeni zachęcaniem, ślęczeniem z dzieckiem i mamy wyrzuty sumienia, że przez to dziecko w ogóle zniechęci się do nauki. Ono zresztą też jest tym wszystkim skonane.

Wtedy trzeba wyjść na dwór i niech ono robi to, co lubi i mu wychodzi, co dla niego jest zabawą. Wychodzimy na rower albo plac zabaw, ale bierzemy kredę. Jak się trochę wybiega, to będzie rysować, tym bardziej, że na kolorowo.  Najpierw co chce, a potem może na przykład narysować klasy z liczbami albo z literami, a nawet z wyrazami. Skakanie będzie połączone z wymawianiem liter, a nawet  z czytaniem. Pomagamy, ale dziecko utrwala sobie. Może rodzeństwo też będzie chciało, albo przyłączą się inne dzieci i już zabawa w najlepsze. Może też podpisywać swoje wymyślne rysunki.
A jak rozwija się wtedy wyobraźnia.

04

2 myśli na temat “Kreda po kieszeniach, plecakach, torbach…

  1. Nauka, która nie jest nauką. Zabawa, sprawdzanie odkrywanie. Próbowanie i rozwijanie wyobraźni. Dzieci zawsze wtedy zaskakują. Pomysł z kredą świetny. Szkoda, ze my dorośli tworzymy takie ramy w których sami się dusimy. Świat wyobraźni jest na wyciągnięcie ręki. Może znowu być małym i pomalować kredą po chodniku?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *