Kompletna cisza i kawa, powietrze stoi i nie ma koloru. Tyle rzeczy niepotrzebnych się robi albo nie robi się zupełnie nic i siedzi się tylko ze swoim smutkiem we wszystkich kieszeniach, w dole głębokim jak to miasto, i na nic się już nie czeka. Bo twoja wielka szansa gruchnęła z najwyższej skarpy jak waza z epoki Ming w drobny mak i jesteś przekonana, że drugiej nie będzie, tak jak drugi raz nie będziesz mieć 20 lat.
Jasne, że tak, ale będą inne szanse, jeśli tylko się o nie postarasz, albo zaczniesz je dostrzegać, czasem najbliżej jak to możliwe. Będziesz mieć za to jeszcze 25 lat i 30, i nawet 45, i więcej, i jeszcze tyle rzeczy możesz wyczekać i wymyślić, że głowa mała.
Ok, ale co jest powodem doła, czy deprechy? Może zmęczenie materiału, rutyna, okrągła rocznica urodzin, pogoda, stagnacja, przesilenie wiosenne, przesilenie jesienne, złe wiadomości, mijający czas, praca, szkoła, nieżyczliwa sąsiadka, gbur-kierowca, bez końca można wymieniać , a może te wszystkie powody naraz?
Dół istnieje i zawsze się może pojawić, bo człowiek ma okropne ograniczenia, które tak trudno jest przekraczać.
A przecież popatrzcie wokół, jest tyle do zrobienia, przecież dół prostuje się natychmiast, gdy mamy coś do zrobienia dla kogoś, wtedy nie ma znaczenia nasz smutek, bo ktoś na coś czeka i to jest ważne. Ważniejsze od szklanej bańki, w której siedzimy, ona akurat powinna się stłuc w drobny mak, żeby nas uwolnić, bo trzeba wziąć głęboki oddech.
Można zacząć od małych kroczków. Wyobraźcie sobie, że radość może sprawić nawet wyprasowanie kilku bluzek, bo piękne jest to, że znalazł się na to w ogóle czas, że masz czym prasować, że masz chwilę spokoju, a jednak coś robisz pożytecznego.
Naszycie łaty na spodnie dziecka, bo dzieci wcale nie lubią bardzo modnych dziurawych spodni, a przynajmniej niektóre z nich, też może przynieść radość. Dzięki temu nie wywalamy całkiem dobrego ubrania, nie wydajemy niepotrzebnie kasy na nowe, ulubione ubranie nie jest jeszcze stracone i znów radość z tego, że znalazł się na to czas. Proste i zwykłe ale krok po kroku.
A może czasami jesteś zła, że nie możesz posiedzieć z tym wystającym z kieszeni smutkiem, bo dziecko ciągnie cię koniecznie do jakiejś roboty, bo bez ciebie nie można, bo trzeba pomóc albo przynajmniej pokazać, wyjaśnić, naprawić, wyjść na dwór. I dobrze, daj się dziecku wyciągnąć z marazmu.
Czasem nawet spojrzenie na buźkę dziecka, niekoniecznie swojego, gdziekolwiek, w kolejce, na ulicy, w parku, w tramwaju, potrafi rozświetlić dzień.
Tak naprawdę wszystko o czym teraz napisałam może zmieścić się w jednym wierszu, który powstał jakiś czas temu i który będzie spokojnie czekał na wydanie w drugiej części książeczki poetyckiej o alicji, kaju i brzoskwini, a póki co, można go od czasu do czasu usłyszeć w moim spektaklu.
* * *
śmierć czasem przerywa milczenie
a czasem zrywa ostatnie sznurki
jest przecież tak pospolita
jak bita śmietana w sprayu
alicja zastanawia się nad definicją depresji
ale przecież od definicji do objawów
jest bardzo daleko
jedno wie na pewno
z najsmutniejszego płaczu może wyrwać
spojrzenie na buzię dziecka
© Justyna Paluch
Justa, bardzo fajny wpis i ładny wiersz! Podoba mi się smutek wystający z kieszeni. Pozdrowienia
Dziękuję