Blog · Wiersze

A co jeśli czasem trzeba odreagować i coś z siebie wyrzucić?

Mamy znają na to tysiąc sposobów. Tym razem dzielę się takim jednym, który właśnie dzisiaj pierwszy raz wykonałam sama. Najczęściej jest tak, że piszę, bo to znowu jest pisanie, z moją grupą poetycką, którą prowadzę, wtedy w grupie mówimy sobie start i zaczynamy.
Każdy pisze na swojej kartce, to, co ma w głowie, tyle, że jesteśmy wszyscy razem. Polega to na tym, że najpierw określamy z góry czas 7 albo 10 minut, włączamy stoper i zaczynamy pisać bez przerwy, bez narzucanego tematu, co nam przyjdzie do głowy. Tylko my, galopujące myśli i kartka. Żeby to odniosło swój cel, trzeba pisać cały czas, nie zastanawiając się, nie można się zatrzymywać, układać w głowie. Nie wiemy co pisać, to piszemy, że nie wiemy co pisać albo opisujemy nasze otoczenie. Nie może do głosu dojść  krytyk wewnętrzny, który każe nam przemyśleć, skreślić. To ma być strumień świadomości.

Nie ja to wymyśliłam, tylko młodzi poeci przywieźli z warsztatów literackich, które odbywały się po jednym z konkursów poetyckich. Od tej pory robimy to czasami na zajęciach jako ćwiczenie, które jest zresztą lubiane przez wszystkich.

Robimy to w celu otworzenia się, uwolnienia języka, myśli, wyobraźni, ale może też służyć jako odreagowanie, wyrzucenie czegoś z siebie, oczyszczenie wewnętrzne. My potem, jeśli chcemy, przekształcamy ten strumień w wiersz lub inny tekst, ale nie jest to konieczne.
Pisały to także osoby, które nie piszą wierszy, ani prozy, a wyszły im ciekawe świeże teksty, no i cel został osiągnięty.

Czy Wam to w czymś pomoże, odreagujecie, wyrzucicie coś z siebie? Nie wiem. Każdy jest inny, ale przecież zawsze można spróbować. Dobrej zabawy!

Strumienie są rozmaite, tak jak my, czasem zaskakujące, a oto mój dzisiejszy, bez żadnych korekt:

Nawet nie wiem ile mam czasu, bo brak telefonu i zegarka. Ale wszystko na swoim miejscu. Teraz siedzę pod drzwiami gabinetu, podczas gdy Kaj się huśta. Dzisiaj nie zrobię zbyt wiele w kwestii sprzątania, bo ciągle różne sprawy i zajęcia, więc na mieście. Odebrać kosmetyki, zawieźć kosmetyki. Korytarz jest wąski jak kiszka, nie kołuje mi się w głowie. Ktoś z maluchem, nosidełka, rehabilitacje, bo prawie każdy, kto się rodzi ma niskie napięcie albo asymetrię lub nawet oba naraz, to norma i lajcik jednocześnie. Trudne są rozbiegane oczy, porażenia i zespoły. Przed zespołami każdy drży, a potem uczy się żyć od nowa. A przecież uśmiechy, krotochwile i chwile wytchnienia ma każdy. Dzisiaj pani Ewa, więc może dobrze. Ten korytarz ma niezłą perspektywę, nie czuję w nim szpitala, wręcz przeciwnie, czuję las. Ja nie czuję się odstawiona, ani nieczynna, czuję, że wiem co mam robić, gdzie i kiedy, jakby jakiś odgórny plan mną sterował, Bóg, jakby wiedział co z czego ma wynikać i co po czym nastąpić. Na samym końcu korytarza jest wieszak, wieszak jest blady, ledwie widoczny, biały na blado-żółtym tle. Czy ja nie dowidzę bez okularów, czy on jest tak daleko. Chyba jednak powinnam nosić okulary i czasem nie podnosić wzroku. Właśnie przeszła pani logopeda, od której uciekliśmy z Kajem, na pewno by mnie poznała, więc dobrze nie podnosić wzroku. To, co piszę jest ważne i ma głęboki sens. Jednak będzie potrzebne sporo kartek.
Gdyby tak się dobrze rozpędzić i mieć śliskie skarpety, to można by przejechać cały ten korytarz, jest tak pięknie długi. Pięć drzwi po drodze i tylko przed jednymi wycieraczka. Zakaz używania telefonów komórkowych ze względu na zakłócenia aparatury diagnostycznej, ja nawet nie mam zegarka.
Trójkąty i kwadraty na podłodze. Więc tak powstają dobre piosenki; z wielominutowych obserwacji lub nagłych impulsów. Po tylu latach nie umiem już błądzić w tych korytarzach, zaczynają się dziwnie patrzeć na mnie, bo ciągle piszę, oni za to ciągle wchodzą i wychodzą, co można pisać ciągle bez żadnej przerwy i to na kartce długopisem. To w ogóle jakieś dinozaurze nawyki.
Jedyne obrazki na ścianach przedstawiają tu drogę ewakuacyjną i zakazy-błyskawice: nie dotykać, urządzenie elektryczne! Ojcowie i matki ze skierowaniami od lekarza do specjalisty, od ćwiczeń do końca. To wszystko ma duży świecący sens, jak iskry w oczach. Nie wiem ile to już minut przez brak zegarka, ale chyba nie dam już rady dłużej. Niech się skończą te zajęcia.
Siedzę na czerwonym krześle i kreślę, a niebieskie małe krzesło ma w sobie melodię niezłą, czy myślicie, że rymy są w rękawie? Drogę im zastawię i jak tylko skończy się huśtanie, na proste nogi wstanę. Już tym wąskim korytarzem schodami w dół złażę, a potem prosto na przystanek, gdzie po drodze Franek. No dobra, nie znam żadnego Franka, więc to fikcja jest i bajka.

To był strumień, więc wszystkie podobieństwa i palpitacje traktujcie jako przypadkowe.

2 myśli na temat “A co jeśli czasem trzeba odreagować i coś z siebie wyrzucić?

  1. „czasem nie podnosić wzroku” – za pierwszym razem, zanim wytłumaczyłaś, tak genialnie łączyło się z poprzednimi słowami!

    A rymy poszły jak konie po betonie 😛

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *