Wrzesień, zebrania w szkołach i przedszkolach, początek nowego, bo zawsze jest jakieś nowe: nowa klasa, szkoła, grupa, nowe dodatkowe zajęcia. I niekoniecznie chodzi o to, że nowi ludzie, tylko po prostu nowy schodek , dla niektórych większy, dla innych mniejszy.
Wiatr rozwiewa nam włosy na wszystkie strony i przegania skąpy deszcz, więc to świetny dzień na bieganie od autobusu do tramwaju z dzieciakami, żeby odebrać tu, zdążyć tam, bo zaraz się zaczyna i czas goni. Spóźniony autobus – całe szczęście, gdyby się nie spóźnił, to my spóźnilibyśmy się na niego, korki w mieście – już trochę gorzej.
Jak się okazuje jednak, to wymarzone zajęcia dla nas. Można się spóźnić, nikt nie urywa uszu i nie wpędza w poczucie winy. Nie o to chodzi, że spóźniać się jest dobrze według mnie, że żądam do tego prawa. Sama tego bardzo nie lubię. Ale niestety tak nieraz wychodzi, bo cudów nie ma, bo taki świat i minuty nie są z gumy.
W każdym razie pierwsze wrażenie – radość! Nie trzeba z wywieszonym jęzorem, tylko każdy ma swój rytm i przychodzi kiedy się uda. Ważne, że bez stresu.
Drugie wrażenie – pani przyjmuje dzieci w różnym wieku od lat 6 do 15 lat. I dobrze, będą się inspirować, jeśli ktoś jest starszy, bardziej doświadczony, budzi respekt wśród maluchów, a młodsze ciągną do starszych, choć oczywiście malują jak umieją, uczą się rozumieć, że są w różnym wieku i na różnych poziomach, akceptować siebie.
Każdy i tak przed sztalugą jest sam ze swoim pomysłem.
A Kaj i Brzoskwinia, zobaczymy, na razie może po prostu wyżyją się plastycznie
i wreszcie ktoś pokaże im kierunek, gdzie iść, jeśli w ogóle tą drogą. Nie mam złudzeń, może być tak, że za chwilę któreś powie, że to nudne, albo za trudne i w ogóle nie dla nich. Ale przecież kiedy mają próbować różnych rzeczy, jak nie teraz. Ja w swoim życiu właściwie nie chodziłam na żadne zajęcia dodatkowe, więc jakaś równowaga musi być. Póki co, chyba nie przeginam, wybierając im choć jedne w ciągu tygodnia.
Życzcie zatem im powodzenia i wytrwałości, albo chociaż znalezienia odpowiedzi, czy to dla nich.
Justku Drogi 🙂 jestem uczulona na blogi,
to alergia niezależna, jak na kocią sierść czy pyłki roślin.
nie poradzę nic, tyle tego wyrosło ostatnimi czasy…
ale mnie u Ciebie urzekło o tych za małych
lub za dużych schodach, bo właśnie w mojej
siermiężnej codzienności przed takimi stoję… zdumiona…
i zwyczajnie strach 🙂 no i faktycznie godziny nie są z gumy 🙂
co gorsza, ja też nie…
trzymam za Ciebie kciuki, żebyś się tu dobrze bawiła,
ale też żeby to, co jest dla Ciebie Ważne, nie przestało
takim być z powodu “szelek i gogli”…
będę zaglądać, czytać, uśmiechać się pod nosem
i zasypiać spokojniej niż zwykle,
jak zawsze po spotkaniu z Tobą…
a czy brzoskwiniowo-kajowe lody o smaku wierszy
też będziesz zamieszczać ? nie mogę się doczekać 🙂
buziaki_chinka
Asinko, jeśli tylko w czymś Ci to pomaga, coś dostrzeżesz dla siebie, to jest właśnie to, o co mi chodzi w tym pisaniu. Ważne, by cokolwiek z tego się komuś przydało, a na lody o smaku wierszy pewnie przyjdzie czas 🙂
No i pewnie nie chciałabym być alergenem, może się uda choć trochę 😉
Uściski 🙂
Justa, właśnie odkryłam, że Twój blog już jest i bardzo się cieszę! Extra tytuł na wpis: Taki wiatr, że aż słońce 🙂 Powodzenia dla Kaja i Brzoskwini na drodze świeżych odkryć!
Dziękuję 🙂